Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

3 sty 2013

Meksyk Dzień I i II

Dzień I, 01.01.2013


Tak się bawi DS 11! ;)
Po sylwestrowej nocy wskakuję do pociągu o 8:04 z Torunia Głównego do Warszawy. Mam cały przedział dla siebie, pustki w pociągu. Od czasu do czasu o ściany korytarza obija się ktoś zmęczony sylwestrem w drodze do toalety. W Warszawie odbiera mnie Michał z Karoliną zabierając na obiad i podrzucając pod drzwi portu na Okęciu. Tam Spotykam się z Robertem z którym wspólnie jedziemy na zawody.
Pojawia się problem- serwis w jakim kupiliśmy bilety zamiast podstawić nam Alitalie zmienił na Air One. Trudno. Przechodzimy odprawę i o 15:30 odlatujemy do Wenecji na Marco Polo. Tutaj prawie 3 godziny na przesiadkę. Tym razem zamiast Alitalii mamy Air France no ale cóż, przynajmniej wpuścili nas na pokład. W Paryżu mamy 45 minut na przesiadkę. W biegu zmieniamy terminale, odprawiamy się i o 23:30 wchodzimy rękawem na pokład samolotu. I tym razem sprzedawca naszych biletów się postarał o atrakcje- zamiast Alitalią lecimy Aero Mexico. Pierwszy raz widziałem tak stary samolot. Tak długo się rozpędzał, że przez chwilę myślałem, że pasa zabraknie. Wielkie drżące skrzydła, komputer do oglądania filmów z Win 95', w środku 7 rzędów foteli. Większość pasażerów to Meksykańscy. Dwa rzędy przed nami siedział Zorro, po mojej lewej sierżant Gonzales. Koło Roberta siedziała jakaś Seniorita, ale pilnował ją sam Lucky Luke!. Trasa niesamowicie długa. Przez północy Atlantyk, Toronto, Wielkie Jeziora, Atlantę na wschodzie, Nowy Orlean i zatokę Meksykańską dostajemy się po prawie 14 godzinach do Mexico City. Przynajmniej się dobrze najedliśmy i napiliśmy na pokładzie. Lądowanie po 5 rano czasu miejscowego.

Dzień II 02.01.2013
Na lotnisku w Mexico zaczęło się od problemów. Nie możemy wypłacić pieniędzy z bankomatu. Biegamy po całym terminalu zmieniając bankomaty. No i stało się. Jeden z nich nie wydał Robertowi karty. By było ciekawiej banki i ich infolinie otwarte od 10:00. Tracimy blisko 4 godziny siedząc na lotnisku w smrodzie odchodów z toalet. Finalnie nie odzyskując karty. Kupujemy sobie Meksykańskie karty SIM za 200 peso i biegniemy w kierunku metra. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że określenie „ale Meksyk!” nie wzięło się z przypadku. Bród, nieład architektoniczny, smród moczu i zgniłe resztki jedzenia porozrzucane po ulicach. Na krzyżówkach policja ubrana jak nasz GROM- karabiny, kamizelki kuloodporne, na policyjnych radiowozach statywy na CKM. Zresztą tak samo wygląda ochrona w całym mieście.






Metro w Mexico City!


Dostajemy się do stacji Opservatorio gdzie znajduje się ogromny dworzec autobusowy. Pierwsze co robimy to idziemy w kierunku barów. Mają tu trochę miejscowego jedzenia. Mięsa w sosach, warzywa, papryczki, pasty awokado, kurczaki smażone z piórami, sosy z fasolą. Z pomocą jednego z miejscowych robimy zakup zapiekanej bułki z tymi „wynalazkami”. Kanapka przechodziła przez ręce trzech pracujących tam kobiet. Każda z nich wepchnęła coś do środka palcami, zapiekły i z radością dały nam na plastikowym talerzyku. Jak na moje to rewelacja ;)




;)

Podchodzimy do kasy biletowej. Trzech sprzedających tam kobiet pilnuje gościu z „obrzynem” z wielkim pasem na nabojem przewieszonym przez ramię. Kupujemy bilet do Valle de Bravo- miejsca naszego pobytu i biura zawodów. Bilet za 124 pesos. Tanio nie jest ale kawał drogi przez góry nim pokonujemy. Co ciekawego podczas drogi? Liczyłem na to, że kaktusy będą lecz oprócz opuncji, agawy i juki nic ciekawego nie widzieliśmy. Trochę śmieci, w miastach wszystko z betonu, budynki, drogi, mosty, chodniki zrobione z niezłą fantazją i abstrakcją. Największe wrażenie- czerwone ciężarówki Coca-Coli jak z przedświątecznych reklam, z kolei największym szokiem było dla mnie wulkan Nevado de Toluca. Mimo, że ma 4700 m n.p.m. wygląda jak pagór. Przestałem się dziwić jak na GPS zobaczyłem, że oglądam go z drogi na prawie 3300 ;)

Wulkan Nevado de Toluca 4,680m n.p.m.
Valle de Bravo. Miasto typowo turystyczne, z bardzo rozwiniętą turystyką paralotniową. Tutaj szukamy pokoju do wynajęcia. Jak się okazało trafiliśmy w najgorszy okres- święta, Sylwester i 6 stycznia Dia de Los Reyas- Dzień Objawienia Pańskiego. Zjechało się tutaj pół Mexico City. Ceny kosmiczne, wszędzie brak miejsc. Przestaliśmy się łudzić, że znajdziemy coś za 5 dolarów za noc- paralotniarze bili się już o 20 dolców za noc. Po całym dniu szukania nie znaleźliśmy nic taniego. Wynajęcie pokoju na 20 dni za 2 osoby 6000 peso... Koszmar, ale nie było już innego wyjścia.

Valle de Bravo




1 MXN- 0,24 PLN

7 godzin przesunięcia czasu robi swoje. Nie mogę spać, a tu jeszcze noc... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz